piątek, 17 czerwca 2011

Małymi kroczkami...

KROK PO KROKU

Pomimo tego, że z dziećmi rozmawiam wyłącznie po angielsku, jestem w stanie rozwinąć co nieco swój hiszpański. W końcu chcąc nie chcąc słyszę go codziennie. W telewizji nawet nie mam co liczyć na serial angielski z napisami bądź chociażby z lektorem. W Hiszpanii wszystkie filmy i seriale są dubbingowane. Dosłownie wszystkie. Jestem tu już tydzień. I jak do tej pory mogę się pochwalić się tym, że poznałam wszystkie przekleństwa oraz poszerzyłam swe słownictwo o takie wyrazy jak „lejek” i „uśmiercenie”.

Mówię tu o małych postępach. Jednak żeby do nich dojść trzeba robić błędy. Hiszpanie mówią bardzo szybko. Nie wszystko rozumiem, dlatego często proszę o to, by powtórzyli po raz kolejny to co powiedzieli. Jest mi wstyd, że zdarza się to tak często. Dlatego też czasem, gdy czegoś nie rozumiem po prostu kiwam głową i mowie „si, si”. W 70% ta metoda się sprawdza. Pewnego razu jednak, nie słysząc dokładnie pytania, postanowiłam na nie odpowiedzieć. I na pytanie co chcę do picia moja odpowiedz brzmiała: „dwadzieścia dwa”. Ich mina była bezcenna.

LA FAMILIA

Szukałam odpowiednich słów, aby ich chociaż po części opisać. Ale czasem te najprostsze, najbanalniejsze określenia wyrażają więcej niż wyszukane słowa. Wobec tego powiem jedno. Oni po prostu są fajną rodziną. Wiedzą jak się odpowiednio zachować w każdej sytuacji. Szanują siebie nawzajem, dbają o siebie i innych. Są otwarci, weseli, szczerzy. I jak w każdej rodzinie występują u nich małe zgrzyty. Gdy jestem świadkiem małej rodzinnej kłótni, uśmiecham się w duchu do siebie. Bo ich sprzeczki, między rodzicami a dziećmi lub między rodzeństwem w ogóle nie różnią się od naszych. Od ludzi innej narodowości oczekuje się zachowań, które są w naszym mniemaniu odmienne. Szuka się różnic. Ale ja ich nie widzę. Owszem, nie mogę powiedzieć, że w ogóle nie zauważam różnic kulturowych, bo wówczas musiałabym stwierdzić, że jestem ślepa i głucha, bądź tępa. Rzecz w tym, że w relacjach międzyludzkich nie liczy się to, jaką narodowość się posiada. W końcu przede wszystkim jesteśmy po prostu ludźmi.

W pewnym sensie jestem dla nich wyzwaniem. Pierwszy raz goszczą u siebie au-pair. Ale mogę się założyć, że mało rodzin, nawet tych, które już mają doświadczenie z zagranicznymi nianiami, nie potrafiłoby tak dobrze się zachować w stosunku do au-pair. Przykładów na to mogłabym podać mnóstwo. Są to drobne rzeczy, którymi mnie urzekają każdego dnia. Pewnego dnia babcia robiła pranie. Więc wrzuciłam do kosza z brudami parę fatałaszków oraz bieliznę, którą niczym radioaktywne odpady umieściłam w odrębnej małej siatce. Na drugi dzień czyste ubrania leżały na moim łóżku, elegancko poskładane w kostkę. Mało tego, były wyprasowane!!! Niektóre moje bluzki ( a tak szczerze mówiąc to prawie wszystkie) nawet nie leżały koło żelazka. A tu obca mi osoba robi to za mnie bezinteresownie! W takich momentach kolana mi miękną.

Malaga...


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz