środa, 22 czerwca 2011

Kibicować każdy może, trochę lepiej, lub trochę....

Choć poniższe zdjęcia mogłyby sugerować, że jestem fanką piłki nożnej, to muszę się przyznać, że jako jeden z wielu osobników płci żeńskiej, piłką nożną się nie interesuje. Mało tego, do tej pory nie wiem kiedy jest spalony. Lecz są takie chwile, w których nawet taka arogantka jak ja potrafi poczuć lekkie poruszanie w klatce piersiowej podczas oglądania meczu, i to nawet tego emitowanego w tv. Tak było w przypadku finału MŚ, kiedy to Hiszpania została mistrzem.
Podobnego uczucia doznałam, gdy miałam okazję oglądać mecz na Camp Nou. I choć rozgrywka nie była porywająca, gdyż Barcelona grała wtedy ze Sportingiem Gijon(wynik 3-0), to i tak, sama obecność na stadionie była czymś niesamowitym. Nawet przez moment zrozumiałam, o co chodzi tym wszystkim fanom piłki nożnej.













Jak one kibicują, to ja też mogę. A co!





niedziela, 19 czerwca 2011

Hitravel

O oto fragment ze strony:

Dokąd zmierzamy…

W zasadzie całe życie jest drogą, podróżą przez meandry i tak dalej. Istotne jest aby w życiu mieć cel, który poprzez pasję rozwijamy. Naszą pasją są podróże, rymując – te małe i te duże.

Portal HiTravel stworzony został dla tak zwanych niespokojnych duchów, których łączy chęć poznawania świata, kultur i ludzi. Naszym celem jest stworzenie miejsca, gdzie duszyczki te znajdą to, czego potrzebują, czyli informacje, bratnie dusze lub natchnienie.

HiTravel dopiero zaczyna swoją działalność (oficjalna data powstania 15.01.2011). Chcemy się rozwijać, chcemy pisać dla was i dzielić z wami pasję podróżowania. Będziemy robić wszystko, aby nasza strona stała się czymś więcej niż tylko kolejnym portalem informacyjnym. Mamy nadzieję, że wspólnie stworzymy wyjątkową społeczność ludzi, dla których podróż, to nie tylko drogie hotele i wylegiwanie się na plaży, ale przede wszystkim wspaniała przygoda.

Jesteś z nami?

Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.”
Mark Twain


 Costa Brava










piątek, 17 czerwca 2011

Skutki

Minęło już sporo czasu od mojego powrotu do Polski. Co mi właściwie dał pobyt w Hiszpanii? Czy było warto?
Gdy wyjeżdżałam z Krakowa, miałam mieszane uczucia. Połączenie strachu z pewnego rodzaju ekscytacją. Obaw nie brakowało. Czy sobie poradzę, czy będę mogła swobodnie porozumieć się w języku hiszpańskim? Czy dogadam się z rodzina u której będę mieszkać, czy przyzwyczaję się do nowego klimatu, kultury?
 Oczywiście, przed wyborem agencji, która miałaby mi umożliwić wyjazd i pracę jako au-pair, postanowiłam zrobić rekonesans, a mianowicie przejrzeć wszystkie fora internetowe. Nie brakowało opinii dziewczyn, które miały złe doświadczenia z tego typu pracą. Fatalna rodzina, nieznośne dzieciaki, kiepskie warunki oraz wiele innych rzeczy, które rozwiały ich wszelkie złudzenia. Musiałam brać pod uwagę to, że mogę zostać jedną z nich. Lecz nie można też nadmiernie się sugerować tym co piszą internauci na forach. Ale na ten temat rozpisywać się nie będę.
Co mogę doradzić dziewczynom zainteresowanym pracą au-pair? Cóż, jeśli macie jakieś wątpliwości, to możecie bez przeszkód z tego zrezygnować. Ale liczcie się z tym, że ominie was niesamowite doświadczenie, które na długo pozostanie w waszej pamięci. Nie dość, że nauczycie się języka, to będziecie miały niepowtarzalną okazję, aby poznać kulturę danego kraju. I mówię o pełnym poznaniu,byciu tam i korzystaniu ze wszelkich jej aspektów. Poznacie mentalność oraz kuchnię mieszkańców. Poznacie inny styl życia. Nawiążecie nowe znajomości, a co więcej, będziecie częścią innej rodziny – a to również będzie wzbogacające przeżycie. Będąc w Hiszpanii jeszcze bardziej polubiłam tamtejszą kulturę. Ale paradoksalnie jeszcze bardziej polubiłam naszą. Po powrocie zaczęłam spostrzegać rzeczy, na które wcześniej nigdy nie zwracałam uwagi. Zaczęłam doceniać nasze polskie krajobrazy. Wspaniałe góry, lasy. Przecież u nas jest tak pięknie!„Cudze chwalicie, a swego nie znacie” – jednak stare przysłowia są ponadczasowe. Co więcej, będąc tak daleko od domu, od swoich bliskich, łatwo można się przekonać co/kto jest dla nas ważne. Zyskuje się nową perspektywę. Mogłabym jeszcze dużo więcej pisać o pozytywnych aspektach pracy jako au-pair. Jednak jeśli naprawdę chcecie się dowiedzieć jak to jest, po prostu nie zastanawiajcie się i wyjedźcie! Istnieje rzecz jasna ryzyko, że możecie nie mieć szczęścia i trafić na rodzinę, z którą się nie dogadacie. Ale też zawsze istnieje możliwość zmiany rodziny, jeśli będzie taka konieczność. W najgorszym wypadku po prostu wrócicie do Polski. Lecz w końcowym rozrachunków jest znacznie więcej za niż przeciw. Kto nie ryzykuje ten nic nie zyskuje. A gra jest warta świeczki. Możecie przeżyć cudowne wakacje, jedne z lepszych, a nawet najlepsze w swoim życiu!
Macie jeszcze wątpliwości?

Barcelona













La fiesta

Czymże by była moja relacja, gdybym nic nie napisała o hiszpańskich fiestach? W końcu Hiszpanie są znani z tego, że lubią dobrą zabawę. Ale czym się różni hiszpańska fiesta od naszej polskiej? Cóż, my umawiamy się na tzw. „beforkę” u kogoś, kto udostępnią swe lokum na tę okazję. Za to Hiszpanie nie mają tego problemu – nie muszą co weekend zastanawiać się, gdzie tym razem spotkać się przed dyskoteką. Bo z reguły wszyscy lądują w tym samym miejscu, a mianowicie na ulicy. Na tym polega pierwsza różnica pomiędzy naszymi fiestami, a ich. Tak, picie na ulicy w Hiszpanii (po hiszpańsku „botellón”) jest „dozwolone”. Słowo „dozwolone” umieściłam w cudzysłowie, gdyż oficjalnie picie na ulicy w niektórych miastach jest zabronione, ale nikt, łącznie z policją nic z tym nie robi. Gdzieniegdzie są nawet wyznaczone specjalne miejsca na „botellón”. Prowiant imprezowy składa się z reguły z rumu, coca-coli bądź fanty, paczki lodu i łuskanego słonecznika. Niektórzy nawet są na tyle dobrze przygotowani, że zabierają ze sobą mini lodówkę turystyczną. To się nazywa pełen pakiet…
Mimo tego, że na ulicy w jednym miejscu zbiera się mnóstwo osób pijących alkohol, jest na ogół spokojnie. Nie spotkałam się z mrożącymi krew w żyłach sytuacjami podczas botellónu, ani też o żadnych takich nie słyszałam. Zwykle botellón zaczyna się między godziną 23 a 24, a kończy koło godziny 3. O tej porze większość osób wybiera się do klubu albo na dyskotekę. Może to niektórych zdziwić, ale o 2 w nocy kluby są puste. Zapełniają się ludźmi dopiero w szczytowych godzinach imprezowania, czyli po 3. Wracałam z imprezy w Hiszpanii w godzinach, o których zwykle w Polsce wcinam kanapki na śniadanie.

Calahonda




Stereotypy

Polak – pijak, złodziej, cwaniak bądź osoba gościnna. Hiszpan – osoba pełna temperamentu, wesoła, lubiąca dobrą zabawę i jedzenie. Z takimi stereotypami spotkałam się w Polsce. A jak jest tutaj, w Hiszpanii? Zdecydowałam się przeprowadzić małą sondę wśród rodziny. Mając świadomość o niechlubnym stereotypie Polaka, bałam się tego przedsięwzięcia, ale moja ciekawość wzięła górę. Wpierw o stereotyp Polaka zapytałam się dzieci. Ku mojemu zaskoczeniu nie były w stanie odpowiedzieć na moje pytanie, gdyż nie posiadały żadnego wzorca osoby pochodzącej z Polski. Nawet nie umiały mi powiedzieć z czym im się kojarzy Polska. Nic a nic. Następnie to samo pytanie zadałam głowie rodziny. On w przeciwieństwie do dzieci był w stanie powiedzieć z czym mu się Polska kojarzy. Z Warszawą, z Wałęsą, wódką itp. Lecz przyznał mi szczerze, że w Hiszpanii jako taki stereotyp Polaka nie istnieje. Mało naszych rodaków zamieszkuje Półwysep Iberyjski, stąd też tutejsi mieszkańcy mało co wiedzą o Polakach. Przynajmniej tak on twierdzi. Za to stereotyp Anglika jest u nich taki sam jak u nas – mam na myśli tutaj stereotyp angielskiego turysty, który przyjeżdża do innego kraju, by upić się na umór i zrobić rozróbę w knajpie. Jeśli chodzi o hiszpańską młodzież to Polska, tak jak Rosja, kojarzy się im z wódką i z tym, że nasi rodacy dużo piją.
A jacy tak naprawdę są Hiszpanie? Wiadomo każdy człowiek jest inny. Hiszpan od Hiszpana też się rożni. Ale mogę tu wymienić cechy wspólne, powiązane z ich stylem życia i ogólnie rzecz biorąc, kulturą hiszpańską. Po pierwsze, Hiszpanie są przywiązani do rodziny. Utrzymują kontakty nawet z kuzynami kuzynów. Gdy Hiszpan mnie z kimś zapoznaje, to jest duża szansa na to, że nie jest to tylko jego amigo, ale także kuzyn.
Po drugie, Hiszpanie lubią dobre jedzenie i zabawę. Jedzenie posiłków nie jest dla nich tylko sposobem na przetrwanie. Jest to czas na rozmowę, na spędzenie czasu w gronie bliskich, przyjaciół.
Po trzecie, Hiszpanie są bezpośredni. Oczywiście istnieje forma grzecznościowa typu Pan i Pani, ale używa się jej tylko w języku urzędowym. Tak samo witają się młodzi ze swymi znajomymi jak i ze starszymi. Słynne hiszpańskie „Hola” można powiedzieć do każdego niezależnie od płci bądź też wieku. A gdy Hiszpanie witają się z nowo poznaną osobą, zawsze dają sobie dwa buziaki w policzek. Zdarzyło mi się, że na powitanie podano mi rękę, ale taka sytuacja miała miejsce tylko raz albo dwa. Nie jest to regułą.
Po czwarte Hiszpanie mają temperament. W tej kwestii jest różnica pomiędzy Hiszpanami z południa oraz tymi z północy. Ci z północy są bardziej spokojni, zrównoważeni. Za to ci z południa…. Gdy dochodzi do wymiany zdań, poziom decybeli w pomieszczeniu wzrasta w niesamowicie szybkim tempie. W Polsce gdy ktoś podnosi głos przy stole, sprawa jest poważna. Tutaj taka rzecz ma miejsce na co dzień i nie świadczy o poważnej kłótni. Na początku dziwnie się z tym czułam. W takich sytuacjach miałam ochotę schować się pod stołem, bo odnosiłam wrażenie, że ktoś zaraz zacznie rzucać talerzami albo sztućcami. A znając moje szczęście, ze wszystkich osób znajdujących się przy stole, to ja jedyna bym pewnie dostała widelcem w łeb.
Tak Hiszpanie wyglądają w moich oczach. A jakie zdanie mają oni o sobie samych? Spotkałam się ze stwierdzeniem, że Hiszpanie nie mają smykałki do języków. Co też sprowadza się do drugiej opinii, z którą się tutaj spotkałam, a mianowicie taką, że Hiszpanie, jeśli już podróżują, to głównie po swoim kraju. Co więcej, Hiszpanie dobrze czują się u siebie. Są przywiązani do swych domów, dlatego też nie lubią sprowadzać obcych do swoich „gniazd”. Ma to związek również z ich niechęcią do wynajmu mieszkań. Chcę zaznaczyć, że są to subiektywne opinie, słowa Hiszpanów, których miałam okazję spotkać na swej drodze. Generalnie rzecz biorąc, obraz Hiszpanów jaki posiadałam wcześniej niewiele się zmienił. Jedna rzecz mnie tylko zaskoczyła. Hiszpania, jak wiadomo, to kraj wiecznego słońca, a deszcz pojawia się tu bardzo rzadko. Sądziłam, że Hiszpanie są przyzwyczajeni do wysokich temperatur. Okazało się, że jednak nie do końca. Przed wyjazdem do Granady wyobrażałam sobie, że kiedy Españoles będą siedzieć na werandzie i owijać się sweterkami, ja w tym momencie będę taplać stopy w kałuży własnego potu. Jednak Hiszpanom również przeszkadzają wysokie temperatury. Jest to jedyna rzecz, na którą narzekają. No nie do końca jedyna. Tak jak my lubią też ponarzekać na polityków. Jak widać różnica pomiędzy kulturą hiszpańską a polską wcale nie jest tak duża, jak by się to mogło wydawać.

Alhambra


















Kryzys

Rozwaliłam się na wygodnym leżaku przed domem, słońce grzało z całych sił, a na swym ciele czułam rześką morską bryzę. I właśnie wtedy, w tejże pięknej hiszpańskiej scenerii, dopadła mnie ogromna melancholia. Próbowałam przełknąć łzy, lecz nie dawałam sobie z tym rady. Pędem poleciałam do łazienki, aby tam w ukryciu móc na spokojnie się wypłakać. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie należę do płaczliwych osób, więc trudno mi było sobie poradzić z tą sytuacja, tym bardziej, że nie miałam żadnego poważniejszego powodu do smutku. Wszystko było w jak najlepszym porządku i nagle bum! Niczym grom z jasnego nieba ogarnęło mną uczucie rozpaczy i wyobcowania. Nie wiem dokładnie, czym to było spowodowane. Czasem, ale to BARDZO rzadko miewam takie dni, że wystarczy, że mi się paznokieć złamie i już uważam się wtedy za najbardziej nieszczęśliwą osobę na świecie. Winę za ten stan rzeczy wówczas zrzucam na kobiece hormony. Ale w tym wypadku chodziło o coś znacznie więcej. Moment krytyczny nastąpił po dwóch tygodniach od mojego przyjazdu do Hiszpanii. Jestem w małym miasteczku, gdzie nie mam stałego dostępu do Internetu. Oczywiście jest możliwość dostania się do sieci, ale muszę wpierw wysłać Martę do sąsiada, aby ten użyczył nam swojego modemu USB, dzięki któremu mogę połączyć się z Internetem. Dzieciaki rzecz jasna, też chcą wówczas skorzystać. Więc gdy już nastaje ten moment, kiedy mogę połączyć się z siecią, mam tylko możliwość sprawdzenia poczty, odpiszę czasem na jeden e-mail i tyle. Nie mam chwili na to, aby porozmawiać z bliskimi na Skypie. A rozmowy przez telefon niestety dużo kosztują. W przeciągu niecałego miesiąca wydalam ponad sto złotych na doładowanie telefonu. Ale szczerze mówiąc, mam to w nosie, wcale nie żałuję wydanych pieniędzy. Ponieważ nie mam stałego kontaktu z rodziną, uczucie tęsknoty jest znacznie głębsze. Poza tym, jak już wspominałam mój hiszpański jest na poziomie podstawowym, więc nie jestem w stanie zrozumieć wszystkiego, o czym członkowie rodziny między sobą rozmawiają. Większość rzeczy wyłapuję z kontekstu. Dopóki jestem skupiona na rozmowie jest ok. Ale wystarczy chwila nieuwagi i już się gubię. Tak też było tego dnia. Mimo tego, że wstałam o tej samej porze co zwykle, czyli po godzinie 11, czułam się zmęczona i niewyspana. Byłam rozkojarzona. Kiedy siedziałam z rodziną przy stole czułam się tak, jakbym występowała w niemym filmie. Nic nie rozumiałam. Widziałam, że się śmieją, ale nie wiedziałam z czego. Chciałam się komuś w tym momencie wyżalić, wyrzucić z siebie wszystko, podzielić się moimi przeżyciami, ale nie miałam z kim porozmawiać. Bo przecież po hiszpańsku nie jestem w stanie wyrazić siebie w pełni tak, jakbym tego chciała. A po angielsku mogę porozmawiać tylko z dziećmi. Czułam się tak jakby ktoś mi zakneblował usta. Okropne uczucie. Poza tym kiedy patrzyłam na rodzinę, przyszli mi na myśl moi bliscy. Pomyślałam sobie wówczas jakby to fajnie było móc zasiąść przy stole ze swoją własną rodziną, móc pożartować, śmiać się do rozpuku i poczuć całkowitą swobodę oraz pełną akceptację. Niedługo potem do moich oczu napłynęły łzy. Nie wiele się zastanawiając sięgnęłam po telefon. Dopiero gdy porozmawiałam z bliskimi, uczucie smutku zmalało. Mój stan konta na telefonie zresztą też. Ktoś mógłby pomyśleć, że w tym krytycznym momencie miałam ochotę wyjechać z Hiszpanii i wrócić do Polski. Wcale tak nie było. Owszem, tęskniłam, ale nie chciałam wyjeżdżać z Granady. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony tęsknota, a z drugiej chęć przeżycia jeszcze czegoś tutaj, w Hiszpanii. Kryzys trwał na szczęście tylko ten jeden dzień. I mam nadzieję, że to uczucie nie powróci do mnie niczym bumerang. Cóż, było minęło. Wyznaję zasadę, że co cię nie zabije to cię wzmocni. Nadszedł czas na dalsze odkrywanie hiszpańskiej kultury.